Temat: Epilog - Dom Podzielony Pon Maj 13, 2024 7:07 pm
Powojnie
Motyw muzyczny Rok 2147 - wojna wydaje się być już tylko odległym wspomnieniem..
Rok 2145 zaczął się od panicznych negocjacji: Dominium Nowej Brytanii i resztek State of Columbia z Kooperatywą. Kooperatywa również była do tego skłonna, pomimo gróźb MGRowskich: obyło się więc bez kolejnej wymiany nuklearnej czy innego rodzaju broni masowego rażenia. Na terenie Kolumbii zostało utworzone państwo marionetkowe, złożone z kolaborantów z KRA: czyli zasadniczo w polityce wewnętrznej niewiele się zmieniło, poza tym, że kochamy teraz Czerwoną Palestynę, Marsjańskie Gromady Rewolucyjne i Unię Marsjańską. Wielu członków elit dawnej Kolumbii zdecydowało się na ucieczkę na Ziemię, razem z ich zwolennikami: w zamian za dostęp do nowych technologii generał Mahoney i jego Druga Unia zdecydowały się przyjąć do siebie tych odwrotnych uchodźców. Znaleziono dla nich miejsce na terenie megalopolis dawniej kontrolowanego przez Biały Legion, a że niewielu żywych tam zostało: miejsce to stało się Trzecią Kolumbią i jednym ze stanów Drugiej Unii, przynosząc ze sobą kolumbijski progresywizm. Nie znaczyło to jednak, że migranci z Marsa żyli sobie teraz w spokoju i dostatku, bo trafili na front zimnej wojny z Wielkim Deseret: a chociaż był to kolos na glinianych nogach, to jednak kolos. Tym czasem pozostali mieszkańcy State of Columbia próbowali się jakoś odnaleźć w nowym świecie, gdzie ich kraj został zredukowany do roli wasala Kooperatywy. O dziwo, nawet najwięksi radykałowie nie prowadzili działalności wywrotowej: mieli inne plany, których zwieńczeniem miała być odpłata pewnych krzywd. Trywialnym jest dodanie, że wraz z takim rozdaniem Kolumbia stała się bardzo wygodnym miejscem rekrutacji dla wszystkich grup Pariasów: zwłaszcza dla Braci Danton i Dzieci Marsa. Może dziwić poparcie dla tych drugich: ale niektórzy po prostu w dziwnej wierze mogli odnaleźć nowy sens życia..
W Dominium Nowej Brytanii, zależnie od czyjejś perspektywy, sytuacja wyglądała gorzej albo lepiej. Camelotowi udało się wynegocjować zasadniczo reparacje (które z ich punktu widzenia były skromne), zwłaszcza, że wraz z pojawieniem się tej olbrzymiej anomalii post-generatorowej, która zaczęła być nazywana "Jądrem Ciemności" lądowy najazd na Dominium był utrudniony, a Japonia nie zamierzała w tym pomagać. Zresztą samo Dominium wkrótce dołączyło do Japonii w jej ścisłej współpracy z Ziemią: wraz z zagrożeniem komunistycznym zdecydowano się na odnowienie pozytywnych relacji z rządem Imperium Brytyjskiego, nawet kosztem własnych zasad. Premier oczywiście na to przystał: zwłaszcza, że zgodnie z umową miał otrzymać dostęp do technologii NTW, a jedynym kosztem było zapewnienie ochrony przed jakimiś barbarzyńcami. Tym samym na Marsie pojawiły się dwa państwa proziemskie.
Unia Marsjańska z trudem zdołała pokonać IRM: miała do okupowania ORAZ zasiedlenia całkiem spore terytorium zdobyte na Nowym Kukku, więc zjedzenie IRM, też niekoniecznie słabego państwa, okazało się wyzwaniem większym niż sądzono: zwłaszcza, że Zair pomimo dołączenia się do Kooperatywy nic nie zrobił. Ostatecznie Unia jednak zwyciężyła nad swoim arabskim przeciwnikiem, który sam od pewnego momentu zaczął mieć problemy na terytoriach z ludnością amerykańskiego pochodzenia. Nie znaczyło to jednak, że teraz na nowozdobytych terytoriach czekała Unię sielanka: Islamiści przeszli do partyzantki, której nie udało się wyplenić, więc trwa żmudny proces okupacji. Na terenach dawnego NanoTechu została utworzona Korporacja Vault-Tec, jako państwo marionetkowe UM: zarządza nim de facto Horrigan Inc, przy czym prezes Horrigan pozwolił sobie na to, żeby nie dopuszczać do procesu rządzenia jakichkolwiek ludzi powiązanych z dawnym NanoTechem i Shock-Medem, których dopuszcza co najwyżej do procesu gnicia, po uprzednim ich obrabowaniu. Za to w interiorze Unii miały trwać Złote Lata - nowe surowce i nowe możliwości otworzyły się przed Unią, a dzięki ich wysokiemu rozwojowi technologicznemu gospodarka i poziom życia poszybowały w górę jak nigdy wcześniej.
Czerwona Palestyna rozłożyła swoje macki po całym globie, a przynajmniej tam, gdzie zatriumfowała Kooperatywa: w State of Columbia mają swoich wiernych popleczników i badaczy, w EKM dokonują inwestycji razem z kapitalistami ze Szklanej Doliny.. Palestyńskim przywódcom i kolaborantom z KRA nie udało się schwytać rządu Mayers, poza jakimiś indywiduami, ale dawni agenci i badacze Shock-Medu wpadli w ich ręce: ostatni zbrodniarze z SMC mieli zostać osądzeni przez sąd palestyński. W kraju rozpoczęto transformację w kierunku rzeczywistej demokracji pracowniczej oraz program rozszerzania autonomii dla amerykańskiej części Czerwonej Palestyny: Nowa Montana dołączyła wkrótce do SSE, a doliniarscy kapitaliści rozszerzali swoje interesy na inne kraje, rozszerzając przy okazji subtelne wpływy swoich panów. W przyszłości miało to być jedną z tak zwanych kości niezgody między Palestyną a jej Gromadzkimi sojusznikami. A skoro o nich mowa..
Marsjańskie Gromady Rewolucyjne po złupieniu tego co chcieli złupić w SoC (czyli przeważnie naukowców) zajęły się głównie sprawami wewnętrznymi i walką z Droniarzami na swoich granicach. Rozpoczęto likwidację Pandorańskiej Rzeczpospolitej Ludowej, rzecz jasna chodzi się o tamtejszą autonomię a nie fizyczną eksterminację, aczkolwiek niekiedy KaRa musiała zajmować się tym drugim. Kraj zaczął być uniformizowany i większe środki przeznaczano na rozwój gospodarczy: aczkolwiek tym razem był on przeznaczony na cywilne potrzeby, a nie wojskowe. Może i dobrze, bo "dzięki I Wojnie Marsjańskiej świat zobaczył żołnierza Gromadzkiego, ale też żołnierz Gromadzki zobaczył świat..", parafrazując dowcip przed dwustu lat. Dyplomacja MGR przybrała też nowy obrót, celem uczynienia ze swoich sąsiadów i sojuszników państw marionetkowych (albo w ogóle ich wchłonąć w ten czy inny sposób), co miało być kolejną z kości niezgody w Kooperatywie.
EKM wraz z proklamacją generała Stauffa zostało rozwiązane i przekształciło się w Republikę Nowej Europy: unitarną republikę parlamentarną. Sam Stauff zdecydował się przejść do cywila i został przywódcą Unii Narodowej, ugrupowania wodzowskiego które miało skupiać różne grupy polityczne celem odbudowy kraju. I jak można było się spodziewać: zwycięstwo w wyborach zostało osiągnięte, a Stauff i jego poplecznicy ruszyli do żmudnej pracy odbudowy: a zniszczeń było przecież co niemiara, więc EKM czekał długi okres biedy. Na swoje szczęście (i nieszczęście dla MGRowskich planów) mieli w tym wielu pomagierów, dzięki czemu nie musieli się uzależniać od jednego źródła pomocy i dzięki zręcznej żonglerce dyplomatycznej Stauffowi udało się utrzymać względną "niezależność kraju", aczkolwiek istotnym problemem była rosnąca w siłę opozycja komunistyczna (której najradykalniejsi członkowie po prostu przechodzili do partyzantki, próbując przeprowadzić rewolucję siłą) oraz ograniczone granice: czy Europejczycy tego chcieli czy nie, ich państwo zostało zepchnięte na boczny tor. Pomimo tych przeciwności losu z roku na rok odbudowywano coraz więcej dzięki państwowo-kapitalistycznej polityce pana generała a poziom życia stopniowo rósł.
Zair czekały kłopoty. Premier Bonnvolante nie spodziewał się, że jego sojusznicy będą mieć złe zamiary wobec jego kraju i podporządkował swoją politykę Kooperatywie, a ta wymagała od niego, żeby dostosował swój kraj do bardziej ludowego podejścia: co okazało się bardzo trudne przy dotychczasowych działaniach. Nie miał jednak zbyt dużej możliwości manewru, a MGR zagroziło mu jeszcze interwencją wojskową. Więc Bonnvolante zrobił co mógł, co zakończyło się jak socjalistyczny eksperyment w Afganistanie: wojną domową. MGR zgarnęło do siebie to co mogło po upadłym Cesarstwie, czyli przeważnie resztę Pandory, a pozostała część kraju była pogrążona w walce między super-watażkami. Na resztę Marsa to jednak jakoś nie wpłynęło w istotny sposób.
Korea dalej kontynuowała budowanie swojej lewicowo-nacjonalistycznej utopii, wzorując się do tego na Wielkim Izraelu na Ziemi. Różnica była jednak taka, że o ile Izrael miał spore diaspory w innych krajach, które go intensywnie w nich wspierały: to Wielka Korea takich nie miała, zważając na prowadzoną politykę. Nie zrezygnowano w żaden sposób z demokracji i starano się ją "utwierdzić", na ile to możliwe przy wszystkich zakazach rasowych i eugenicznych. Walka z korupcją była jednak coraz trudniejsza, gdy coraz więcej mętów dołączało do partii władzy, licząc na to, że uszczknie coś dla siebie: co raczej nie powinno dziwić. Korea miała też praktycznie najwyższy poziom życia i gospodarki na całym Marsie, ale była coraz bardziej odizolowywana na arenie międzynarodowej: po najechaniu na Nową Rosję i tym samym złamaniu umowy między tymi dwoma krajami nawet czarnorynkowi ziemscy przedsiębiorcy przestali z nimi kręcić interesy: pozostała Korei tylko Czerwona Palestyna. Siekierin i jego poplecznicy zdążyli uciec z kraju i oczywiście nie zawahali się zemścić: w krótkim czasie w Korei wybuchła największa afera polityczna w dziejach, gdy w mediach różnego nurtu pojawiły się liczne skandale obyczajowe i korupcyjne dotyczące przedstawicieli partii rządzącej, głównie niskiego i średniego stopnia: Siekierin bardzo dobrze wykorzystał swój status bycia wolnorynkową marionetką i teraz postanowił się mścić. Przy czym co ciekawe, niektórzy podejrzewali, że gdyby go zostawić w spokoju to byłby wiernym poddanym Korei.. Największym skandalem który wynikł z materiałów wyjawionych przez noworosyjską bezpiekę były skandale obyczajowe (min. bulling i gorsze..) w Korpusie Narodowym, który dostatecznie skompromitował NPS na tyle, żeby doszło do poważnego rozłamu w partii: kto mógł się spodziewać, że utrzymywanie przez dłuższy czas państwa korupcjogennego przy swoich granicach może mieć takie konsekwencje? A gazy pośmiertne tego zdegenerowanego państwa miały się okazać iście zabójcze dla koreańskiej partii rządzącej. Ostatnim gwoździem do trumny było jednak dalsze ignorowanie przez partię kwestii obyczajowych i światopoglądowych (z wyjątkiem rasy rzecz jasna) na rzecz dyskursu o rozwoju gospodarczym: a ten dla obywateli był już bez znaczenia, bo żyli na bardzo wysokim poziomie i tak naprawdę nie mieli swojego dobrobytu z czym porównywać, ze względu na Białą Kurtynę. Tak więc na początku lat pięćdziesiątych NPS zostało odsunięte od władzy na rzecz Partii Nowej Korei, która przejęła rosnący elektorat wiejski i religijny, a wraz z tą zmianą zaczęto przywracać tak zwane "equilibrium" w koreańskiej polityce. Do Narodowych Rewolucji potrzeba jednak rozlewu krwi, bezpieczniaków i fanatyków: a tego NPS zrobić nie chciało gdy miało okazję, a bezpieczniaków to nawet obróciło przeciwko sobie..
Tym czasem w Kosmosie, stowarzyszenie znane jako "Ahu Qibitu" zajmujące się tak zwaną kolonizacją asteroid i księżyców, toczyło walkę o przetrwanie z ziemskimi megakorporacjami i szumowinami, które próbowały przerobić ich główną bazę na złom, w międzyczasie próbując zrealizować swój własny Projekt i własną próbę kolonizacji Układu Słonecznego. Skąd brali swoich "ochotników"? Ciężko stwierdzić. Dość powiedzieć, że mieli bardzo trudne zadanie przy swoich ograniczonych środkach i powoli rozrastali się z asteroidy na asteroidę. Ponoć coś nawet wyleciało za Układ Słoneczny: ale czy to coś większego czy nie, to nie wiadomo..
Czasy Końca
Żołnierze Royal Space Marine Corps lądują na valhalańskim archipelagu, 2173 rok, Druga Wojna Valhallańska
Rok 2170. Kooperatywa rozpadła się. Marsjańskie Gromady Rewolucyjne i ich nowy przewodniczący, towarzysz Shan Xi, kontynuujący dzięło świętej wielkiej pamięci Yanga, ogłosił że Kooperatywa składa się teraz wyłącznie z Marsjańskich Gromad, zważając na zdradziecką politykę Czerwonej Palestyny, której związki zawodowe nie chcą uznać istotnej roli Partii Awangardowej, jak wynika z ksiąg Marksizmu-Stalinizmu-Yangizmu, nie wspominając o kryminalnej praktyce obrony klasy burżuazyjnej w tak zwanej Szklanej Dolinie. Wydarzenie to ma miejsce zaraz po skandalu wywiadowczym, gdy po raz kolejny kontrwywiad Unii Marsjańskiej złapał agentów Gromadzkich próbujących sabotować ich programy nuklearne i aresytowe. Unia Marsjańska zakłada własny blok, podczas gdy Czerwona Palestyna, przejęta głównie ideą obrony przed Ziemiuchami powołuje Zjednoczony Front Marsa, celem obrony przed ziemskimi imperialistami: w skład ZFM poza Czerwoną Palestyną i jej marionetkami z resztek Zairu wchodzi również Korea. Przy MGR pozostaje z konieczności Nowa Europa. Tym czasem na północy między Dominium Nowej Brytanii a Nową Japonią zostaje podpisana umowa: utworzona zostaje Koalicja Londyńska, której celem jest przywrócenie Marsa pod bezpośrednie rządy ziemskich potęg.
W Korei do władzy powraca NPS, tym razem pod sztandarem premiera On Xina, polityka dawniej shańbionego aferą Wodnej Bramy, ale obecnie dość popularnego. Jego hasłem przewodnim jest "budowa 1000 GECów" w całej Nowej Korei oraz odzyskanie Wysp Valhalańskich (gdyż jego zdaniem wyspy te były zamieszkane przez koreańskich kolonistów, ale zostały skradzione przez Nordyków, chronionych przez Japonię) - nie mija rok gdy rozpoczyna się pierwsze starcie, które kończy się zwycięstwem ZMF i zdobyciem archipelagu valhalańskiego. Nowa Japonia i Nowa Brytania mobilizują się, a wraz z nimi ich ziemscy protektorzy. Siły kosmiczne są mniej więcej wyrównane, więc większość walk toczy się na powierzchni planety. Siły Koalicji wykorzystują swoją przewagę morską i pod koniec 2173 odzyskują Valhallę, z której planują przeprowadzić dalszą inwazję koreańsko-palestyńskiego interioru.
Na początku 2174 następuje największa morska operacja desantowa w historii Marsa: Koalicjanci wsparci ziemskimi wojakami dokonują desantów na brzegach państw ZMFowskich. Widząc to towarzysz Shan Xi ogłasza, że dzieło towarzysza Yanga i jego poprzedników będzie wreszcie zakończone i ogłasza początek Rewolucji Światowej. Korzystając z olbrzymiej gospodarki gospodarki i potencjału ludzkiego, Marsjańskie Gromady Rewolucyjne wytworzyły olbrzymią armię: armię, która rozpoczęła teraz ataki na wszystkich swoich sąsiadów. Wraz z zagrożeniem swoich ziemskich pachołków, Brytania i Japonia angażują się bardziej w sprawy marsjańskie, a to z kolei wywołuje reakcję łańcuchową: wyjątkowo tym razem problemy marsjańskie przenoszą się na Ziemię. II wojna marsjańska trwa podobnie jak pierwsza latami i zdaje się nie mieć końca: wydaje się, że ostatecznie Zjednoczony Front Marsa pod auspicjami Czerwonej Palestyny i Korei zaczyna wygrywać, głównie dzięki Generatorowi Czystej Energii.
W tym momencie z ciemności wychodzą Pariasi, żeby wreszcie upomnieć się o swoje: Wolne Komuny Kolumbii stanowią ich główne centrum operacyjne. Dzieci Marsa pod przewodnictwem Wielkiego Donga zapewniają wojującym stronom broń biologiczną i chemiczną, która prędko okazuje się być zatrutym darem, bo po jednorazowym użyciu rozprzestrzenia się sama z siebie, dalej. Bracia Danton sprzedają wszystkim informacje o newralgicznych punktach ich przeciwników, a Droniarze.. Cóż, Droniarze robią to co wcześniej robili: ale teraz zarówno na powierzchni Ziemi jak i Marsa. Dla rodzaju ludzkiego trwa piekło na obu planetach i na pomniejszych koloniach. Zwłaszcza na tych ostatnich, bo tam Pariasi tworzą swoje własne terytoria, których przedsmak niektórzy mogli odczuć w trakcie Rabacji Pandorańskich.
W końcu nastaje Początek Końca. Ziemianie na swojej własnej planecie rozpoczynają wymianę bronią jądrową. Na Marsie również do tego dochodzi. Ktoś uderza w koreański Generator Czystej Energii, wywołując zniszczenia identyczne jak w kolumbijskim "Jądrze Ciemności" - niektórzy uważają, że to spiskowcy z Kolumbii wsparci przez Pariasów, którzy chcieli się zemścić za rok 2144, inni, że to Marsjańskie Gromady Rewolucyjne chcąc wykluczyć konkurencję z gry, a jeszcze inni: że to ziemskie potęgi dostały od kogoś "cynk" i zrobiły to samo co Korea Kolumbijczykom. Spekulacje jednak szybko zostały ucięte, gdy On Xin wraz z koreańskim parlamentem zdecydowali, że jeśli na świecie nie może być koreańskiego narodu, to świat nie jest im potrzebny. W telewizyjno-internetowym orędziu On Xin dał mieszkańcom Marsa dzień na pożegnanie się z krewnymi i rozpoczęto odwet bronią masowego rażenia - zarówno tymi starego typu, jak broń nuklearna jak i nowymi. Po kolei gasną światła - zarówno na Czerwonej Planecie jak i na niebie.
...Światła Gasną...
Spoiler:
Wiele wieków później..
Motyw muzyczny Wieża Nowego Hanzy (legendarny bohater) - jeden z cudów świata starożytnego
Wraz z rozpowszechnieniem się cudownego wynalazku druku, zdecydowałem się napisać tą książkę by zawrzeć w niej moją wiedzę na temat krajów Świata. Liczę na to, że skorzysta z tej wiedzy zarówno prostaczek, który będzie miał okazję zaznajomić się z wielkim światem, jak i szanowny dżentelmen, który zechce udać się w podróż do któregoś z tych krajów. Zacznijmy zatem może najpierw od mojej ojczyzny: Królestwa Kammalotu, które rozciąga się od półwyspu Avalon na północnym zachodzie a kończy na Brokilandzie na dalekim wschodzie. Na południe od nas znajduje się jedno z dwóch Jąder Ciemności: miejsce pełne dziwów, które jednak z pewnością da się wytłumaczyć za pomocą znanych nauk, a nie jakiejś magii i czarów, jak twierdzą naiwni. My, Kammalotanie, jesteśmy narodem dumnym i z pewnością pochodzimy od wielkiego imperium, które kiedyś władało całym Marsem. Utrzymujemy liczne kolonie na wyspach Morza Centralnego, skąd pochodzą pracujący na naszych plantacjach niewolnicy - tak zwani Żółci Ludzie, którzy zasadniczo nie nadają się do niczego innego.
Naszym pierwszym i jedynym sąsiadem lądowym jest Wielkie Czerwone Cesarstwo - rozciąga się ono od od Brokilandu i zajmuje Centralne Równiny Marsa. Jest ono największym i najludniejszym państwem na świecie, ale z tych samych względów nie może sobie pozwalać na ekspansję. Jest to kraj o tyle egzotyczny, że nie ma tam żadnej religii: wierzy się tam w nauki Prastarych Mędrców, którzy nauczali o "procesach dziejowych" i konieczności "walki klasowej", cokolwiek ma ono oznaczać. Z tego względu w Czerwonym Cesarstwie są tylko dwie klasy: Poddanych zreszonych w Gromadach (rodzaj jednostki społecznej) i Cesarzy-Filozofów, którzy twierdzą, że mogą zapewnić wszystkim równość. Co jakiś czas odbywa się tam wojna domowa o interpretację starożytnych ksiąg, zwłaszcza "Czerwonej Książeczki" która jest tym, czym Biblia dla tak zwanych chrześcijan. Mówi się, że istnieje tam też trzeci rodzaj obywateli, tak zwani Karzyści, którzy stanowią coś w rodzaju tajnej policji i według niektórych dysydentów wszystkim sterują - ale ile w tym prawdy, to nie mogę stwierdzić.
Na zachód od Czerwonego Cesarstwa znajduje się Liga Stauffiańska, zwana też Europejską (nazwa ta pochodzi od okrzyku "Ę? Ropa!", gdyż ten surowiec jest niezwykle cenny dla lokalnych mieszkańców). Związek kupieckich miast-państw. Niewielkie, ale bogate państwo, które ma dostęp do zapomnianej wiedzy tak zwanego Starego Imperium: pozostało tam też wiele ruin i zabytków z tamtego czasu, zwłaszcza w rejonie tak zwanej Bandenburgii, gdzie można obejrzeć olbrzymie wieże wznoszone przez naszych przodków. Stauffianie mają niesnaski z Czerwonym Cesarstwem, które traktuje ich jako swój podmiot, ale że Cesarstwo z reguły zajęte jest budowaniem równości wewnątrz włąsnych granic, to Stauffianie rządzą się sami sobą.
Idąc znowu na zachód natkniemy się na Komunę Kolumbijską: Czerwone Cesarstwo twierdzi, że to również była ich integralna część, natomiast Komuna twierdzi, że tak naprawdę to Cesarstwo było częścią Komuny, tylko założyciel Cesarstwa, Wielki Yang, zniekształcił myśli Wielkich Mędrców i wprowadził zamęt. Prawdopodobnie gdyby nie dzieliła ich Liga, to mieszkańcy jednego jak i drugiego kraju by się nawzajem pożarli. W Komunie twierdzi się, że wszyscy są absolutnie równi i mogą wszystko, chyba, że chodzi o posiadanie własności prywatnej lub posiadanie większego majątku niż inni członkowie grupy. Twierdzą, że nie ma lepszego kraju od ichniejszego na całym Marsie, ale nie jestem co do tego przekonany: tak jak w Czerwonym Cesarstwie co jakiś czas odbywa się tam ruchawka celem obalenia przywódców, którzy często po objęciu tego stanowiska z obywateli równych stają się obywatelami równiejszymi. Toczą nieustanną wojnę z Dobrym Ludem (tak ich nazywają, żeby nie zwrócić na siebie ich uwagi albo nie rozgniewać), który zamieszkuje Jądro Ciemności i dysponuje niewiarygodnymi mocami: uważam jednak to za jakiś kolejny przesąd niedouczonych południowców. Nikt nie jest w stanie przecież przeżyć w Jądrze Ciemności!
Na południe odnajdziemy państwo zakonne Mnichów z Tettau, którzy podzieleni są na tak zwane Kapituły. Twierdzą oni, że dzięki olbrzymiej ilości schronów przetrwali upadek Starego Imperium i są właściwym dziedzicem Marsa, co należy uznać oczywiście za wierutną bzdurę, ale trzeba przyznać, że istotnie mają dostęp do fascynujących, zapomnianych technologii. Mnisi mają swoją własną religię, w której czczą panteon bogów wiedzy - tu można wyróżnić takie bóstwa jak Kapernick, Leusz, Jednokamień czy Borr. Toczą bój z pustynnym ludem z zachodniej krainy, który buduje zigguraty i czci religię "Ahu Qibitu". Naczelnym bóstwem tej religii jest niejaki Gandir, który rezyduje w Niebie i zapewnia pomoc swoim kultystom, gdy tego potrzebują. Ahu Qibitu wierzą, że gdy zbiorą dostatecznie dużo wyznawców i zbudują instrumenty wedle wiedzy przekazanej im przez Gandira, to ten zstąpi na Marsa i zacznie się epoka dobrobytu. A nawet jeśli tego nie zrobią, to w stosownym czasie ich bóstwo ma i tak przybyć z odsieczą i ich uratować. Mnisi z Tettau przed tym ostrzegają i twierdzą, że Gandir to Nieludzka Inteligencja, innymi słowy: diabeł. Wskazywać ma na to też obecność tak zwanych Metalowych Ludzi w szeregach wojów Ahu Qibitu.
Z domeną tych kultystów graniczy Wielka Dżungla Zariru - mieszkają tam plemiona czarnych ludzi, które nieustannie toczą ze sobą boje. Niektórzy z tych Czarnych Ludzi twierdzą, że pamiętają czasy gdy "świat się skończył", co jest oczywiście wierutną bzdurą, ale należy przyznać, że istotnie wśród nich można odnaleźć ludzi o bardzo długiej żywotności i niewiarygodnej sile czy intelekcie. A skoro o takich dziwach mowa, to trzeba wspomnieć o Zielonej Palestynie - jest to egzotyczny kraj leżący na północ od Zariru, zamieszkany przez dwie kasty - niewiarygodnie długo żyjących Dżinów i zwyczajnych ludzi. Ci pierwsi nazywani są niekiedy Alchemikami. Nie muszą oni jeść ni pić (a jak już to robią: to z grzeczności), nie chorują na choroby znane człowiekowi i wyróżniają się od nas wyglądem - przeważnie kolorem skóry, która przybiera barwę zieloną bądź pomarańczową. Tak jak Zarirczycy, mają niesłychaną długość życia i de facto rządzą tym bogatym krajem. Muszę jednak ze smutkiem stwierdzić, że Dżinowie z jakichś przyczyn są źródłem bajdurzeń i plotek, na które wielu dobrych ludzi się nabiera, o czym później.
Na północ od Zielonej Palestyny żyje barbarzyński lud Hanguk. Lud ten uważa, że jest najczysty ze wszystkich i pochodzi od jednego człowieka - Danguna, który zszedł z Niebios na Ziemię, na ich Świętej Górze. Lud ten za najwyższą wartość uznaje czystość krwi: czystość musi ta być tak skrupulatnie utrzymywana, że ichniejsi wodzowie (zarówno płci męskiej i żeńskiej, bo głupcy ci wierzą, że kobiety również mogą sprawować takie funkcje) muszą się żenić ze swoimi najbliższymi krewnymi i produkować w ten sposób potomstwo, inaczej cenna krew Danguna może zostać rozwodniona. Plemiona Hanguków co jakiś czas toczą między sobą wojny, o to które z nich jest bardziej czyste: są dwa najsilniejsze plemiona, jedno o nazwie Enpess i drugie Paenka. Handlujemy z nimi paciorkami co jakiś czas, a oni, pomimo tego, że mieszkają w jurtach i skórzanych namiotach, twierdzą że to my jesteśmy tymi gorszymi, bo jesteśmy "brudni" i nie znamy radości społeczeństwa czystej krwi. Plemię Paenka, mieszkające na wschodzie kraju, co jakiś czas organizuje też wyprawy łupieżcze na Komunę Kolumbii i porty Mnichów z Tettau. Sami Hangukowie do tego jeszcze twierdzą, że Stare Imperium było ICH imperium, tylko i wyłącznie, a my jesteśmy brudnymi migrantami z Ziemi.
No właśnie: Ziemia. Skoro przy tym jesteśmy, to warto omówić ten temat. Od kiedy filozof Szerokobarski udał się na wyprawę do Zielonej Palestyny, gdzie miał się jakoby rozmówić z jakimś "wiekowym" (dosłownie) Dżinem rozpowiada się o owej legendarnej krainie. Dżin ten miał mu jakoby opowiedzieć, że ludzkość wcale nie pochodzi z Marsa, tylko właśnie tej odległej krainy, która miała znajdować się w niebie. Ziemskie Imperium miało umieć latać między gwiazdami, a nasz Mars miał nie być jedynym takim światem. Dżin ten mu również opowiedział, jakoby w ich społeczeństwie (i nie tylko ich) znajdowały się jednostki, które same te czasy pamiętają, co oczywiście zakrawa o śmieszność. Ziemia miała być "Błękitną Planetą" i znajdować się w trzecim miejscu od Słońca. Oczywiście, każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o niebie i planetach może zdemaskować te bzdury, wystarczy, że kupi dobry teleskop produkcji Mnichów z Tettau albo uda się do WIelkiego Obserwatorium Ahu Qibitu: zwłaszcza w tym drugim jak na dłoni widać, że trzecia planeta od słońca jest całkowicie żółto-pomarańczowa, zapewne od piasków, którymi jest pokryta i nieprzyjemnego gorąca bijącego od Słońca. Jak dowiódł wielki uczony Darles Charwin: życie możliwe jest tylko na Marsie i nigdzie indziej, dzięki bardzo specyficznym uwarunkowaniom przyrody, więc o żadnej Ziemi czy mieszkańcach innych planet mowy być nie może. W NAJLEPSZYM przypadku ta legendarna "Ziemia" o której wszyscy ignoranci mówią była niewielką wyspą gdzieś na Morzu Centralnym, która zatonęła, a migranci z niej trafili do różnych krain Marsa. Lecz niestety: wciąż wielu głupców wierzy w Mit o Ziemi i tego, że z niej przybyliśmy (a niektórzy klauni twierdzą, że nawet wtedy to nie było pierwsze zasiedlenie Marsa..) zamiast uwierzyć w Naukę... (...)
Vive, Rizi, Dukin, Valdrenik, Rodr, Gustaw and Sadzio like this post