Pustynna Burza
Nowy rok na półwyspie Arabskim rozpoczął się jak poprzedni, względnym spokojem: panowała średnia temperatura 20 stopni Celsjusza i gdzieniegdzie nawet podczas tych zimowych miesięcy padał deszcz. Wkrótce jednak jak się okazało, mimo dosyć pokaźnej wojny jeszcze kilka tygodni temu, znowu Arab postanowił zabijać drugiego Araba.
Działania Kalifatu Arabii rozpoczęły się niepozornymi zrzutami materiałów propagandowych, takich jak ulotki, nawołujące się do zjednoczenia z Kalifatem w panarabskim, islamosocjalistycznym kalifacie. Te jednak nawet gdy rzeczywiście docierały do populacji, często kończyły po prostu w śmietnikach, albowiem populacja była dosyć niechętna ideologii eksportowanej z Rijadu. Większość jednak tych samolotów została ostrzelana przez katarskie oddziały obrony przeciwlotniczej, co prawda wyrządziły niewielkie uszkodzenia, ale możliwość strącenia maszyn wojskowych z powodu zrzucania ulotek uznano za rzecz niedorzeczną, wobec tego wstrzymano dalsze loty.
Następnie natarcie w terenie rozpoczęła armia lądowa Kalifatu; z lewej strony kolumny pancerne Saudów wjechały na teren Kataru, a z prawej strony jak na taki mały front, zaczął się szturm mas piechoty, wraz ze wsparciem maszyn lotniczych w postaci myśliwców. Kalifat ogłosił, że jeśli Katar dołączy do niego, to otrzyma bardzo szeroką autonomię, a ten, który pojmie emira, otrzyma sowitą nagrodę, jednak jak się okazało, z tego planu nic nie wyszło z powodu niechęci populacji Kataru do Saudów, którzy już wcześniej uważali tę „interpretację” islamu za heretycką, a zostali utwierdzeni w swych przekonaniach, gdy agresorzy nieśli sztandary z jakąś „Szahdę”, zamiast Szahady, co wielu z nich uważało za kolejny przejaw herezji - niektórzy wojownicy Kalifatu także byli zdziwieni, ale nie kwestionowali tego co im rozkazano.
Tymczasem, walki na granicy aż do stolicy były głównie działaniami mającymi na celu opóźnienie marszu wojsk Kalifatu i zadanie im jak największych strat, na nich samych zastawiano pułapki, jednak nijak to ich powstrzymało. Właściwa bitwa toczyła się o Dohę, gdzie stacjonowały i okopały się główne siły Kataru. Walki o stolicę były zażarte, jednak mniej liczne, słabiej uzbrojone wojska Kataru mimo zapału i walki do samego końca nie mogły podołać siłom Kalifatu. W wyniku walk jednak została zniszczona znaczna część miasta, a sam emir Kataru przy próbie wzięcia go w niewole przy pomocy pasu Szahida wysadził się, zabijając przy tym oddział Arabów i zostając męczennikiem dla muzułmanów niebędących zwolennikami szkoły Saudylizmu.
W tym samym czasie, wojska Arabii Saudyjskiej wkroczyły do ogarniętej chaosem Somalii, zajmując ją prawie bez walki, tocząc jedynie sporadyczne walki z siłami lokalnych watażków, miażdżąc ich bez większego problemu. Wojska Saudów zostały jednak zaskoczone niedaleko granicy z Kenią, gdzie dobrze uzbrojone i zorganizowane wojska tzw. Frontu Rogu Afryki zaskoczyły rozluźnionych bojców Saudylizmu i całkowicie powstrzymali ich dalszy marsz.
Kraje muzułmańskie wyrażają swoje oburzenie z powodu działań samozwańczego Kalifatu, który wszczyna wojny w świecie islamskim, dodatkowo balansując na granicy pomiędzy herezją a całkowitą apostazją z islamu. Nie chcą mieć już do czynienia z tymi bluźniercami.
Napisał: Herc
___
Lekko zniszczony Katar i niemal cała biedna Somalia zajęte przez Kalifat.
Kraje muzułmańskie odcinają się od agresywnego Kalifatu.Kalifat Arabii: +3% poparcia